poniedziałek, 8 września 2014

Za mundurem rodzice sznurem, czyli esej na temat uniformu w angielskiej szkole

Rozpoczęliśmy właśnie nowy rok szkolny 2014/2015. To rok dla nas szczególny bo Jasio zaczął Reception i będzie teraz zostawał w szkole cały dzień i obowiązuje go szkolny uniform w całości. W Nursery mógł ubierać dowolne spodnie i dowolne buty, które zmieniał po przyjściu na plimsols (to takie czarne tenisówki, używane w szkole tylko w trakcie PE, czyli phisycal education, polski WF).


Uniform w angielskiej szkole jest obowiązkowy, tylko kilka dni w roku dzieci mogą przychodzić ubrane inaczej. W naszej szkole to m. in. Camo Day, kiedy w okolicach święta wojska brytyjskiego dzieci mogą przyjść do szkoły w mundurach Brownies lub Scout's albo w strojach w "barwach wojennych" czy Jeans for Genes, kiedy po wpłaceniu datku (sugerowany £1) na organizację pomocową dla cierpiących na choroby genetyczne mogą przyjść do szkoły w dżinsach. Dla nas jako rodziców mundurki szkolne są wybawieniem, moje dzieci je lubią, od innych niekiedy słyszę narzekania, ale głównie z powodów dla których uniformy są i zostać powinny. Szkoła to nie wybieg... chyba się zestarzałam, tak mówiły moje nauczycielki, hahaha.


Glebe Primary School jest szkołą "czerwoną". Chodzi oczywiście o kolor obowiązujący;). W Ickenham jest jeszcze Breakspear Primary School - "niebieska". Każdego ranka miasteczko jest czerwono-niebieskie od dzieci zmierzających do szkoły. Pierwszą szkołą jaką odwiedziliśmy po przyjeździe tutaj było właśnie Glebe i kiedy Natalia zobaczyła dzieci w biało-czerwono-szarych strojach to nie chciała już oglądać innych. Mnie z kolei urzekła pani w sekretariacie, która jest skarbem Glebe, ciepła, uczynna i wszystkowiedząca. Obie byłyśmy zdecydowane i tylko dla porządku obejrzałyśmy drugą szkołę. Na szczęście Council przychylił się do naszej prośby i kilka tygodni później Natalia rozpoczęła naukę w polsko-angielskich barwach (w odróżnieniu od brytyjskiej angielska flaga jest właśnie biało-czerwona, jak nie jest się kibicem piłkarskim można nie wiedzieć, ja na ten przykład nie wiedziałam).


Uniform to po prostu dla chłopców szare spodnie (długi lub krótkie), biała koszulka z kołnierzykiem i czerwony sweterek lub bluza a dla dziewczynek jw. i jeszcze szara spódniczka a latem sukienki w czerwoną kratkę. Szkolne buty są czarne, nie mogą to być boots, czyli wszystkie formy nad kostkę ani trainers, czyli buty sportowe. Widok dzieci w szkolnych bucikach w lutym, odprowadzanych do szkoły przez mamy w kozakach i UGGsach - bezcenny. Dzieciom to jednak wydaje się nie przeszkadzać i pozostaje jedynie trzymać kciuki, żeby im pomogło a nie zaszkodziło. 
Uniform rozwiązuje wiele dylematów. Zakupy strojów szkolnych można zrobić we wszystkich sieciówkach, zróżnicowane są kroje, rozmiary i ceny. Nadal więc, dla chętnych, pozostaje miejsce na zaznaczenie swojego statusu;) Można również kupić ubrania z logo szkoły, droższe o koszt aplikacji, ale mile widziane.
Ja przed wyjazdem na wakacje pojechałam do ASDA, której marka odzieży dla dzieci George jest pewnie wielu z Was znana i kupiłam przy jednym podejściu wszystko czego potrzebowałam. Może poza wspomnianymi wyżej plimsolsami, które zawsze kupujemy w Clarksie. Ceny możecie sprawdzić tutaj. Nie są wygórowane nawet po przeliczeniu na złotówki co jest również zaletą tutejszego systemu. Jesteśmy zatem w pełnym rynsztunku gotowi na pełen sukcesów rok szkolny. Trzymajcie kciuki!
 


poniedziałek, 28 lipca 2014

Biblioteka

W Polsce wszyscy byliśmy zapisani do biblioteki i chetnie z niej korzystaliśmy, jako bezpłatnej i wysoce wydajnej formy rozrywki. Lubimy czytać my i lubią czytać nasze dzieci. Taka zależność wprost proporcjonalna;)

Pierwsze kroki po przyjeździe skierowaliśmy do miejscowej biblioteki w Ickenham, która jest bardzo blisko naszego domu. Okazało się, że możemy się zapisać i od ręki rozpocząć wypożyczanie.

dzieci przed budynkiem biblioteki w Ickenham, styczeń 2014

Na jedną osobę przypada 10 książek. Kiedy podeszłam do półki z książkami kulinarnymi myślałam, że się rozpłaczę ze szczęścia. Wszystko o czym marzyłam w zasięgu ręki. Pięknie wydane, kolorowe, cudowne... Nie mogłam uwierzyć, że mogę tak po prostu zabrać je do domu i się nimi cieszyć przez 3 tygodnie a nawet dłużej, jeżeli regularnie będziemy ten termin odnawiać (do 6 razy). Czytanie w oryginale zaczęłam więc od książek kucharskich (potem przerzuciłam się na komiksy ale to już temat na inny post).

Półka z komiksami w bibliotece w Uxbridge
Biblioteka w Ickenham to jeden z 17 oddziałów bibliotecznych w Hillingdon. Władze chwalą się, że jako jedyne borough w Londynie przeprowadziło kapitalny remont wszystkich placówek. Będąc zarejestrowanym użytkownikiem można korzystać z wszystkich oddziałów. Zbiory są nieco zróżnicowane, niekiedy okazuje się, że warto pojechać i 40 min. autobusem, żeby znaleźć doskonały zbiór komiksów albo półkę z literaturą w języku polskim.

Nowy budynek ultranowoczesnej biblioteki w Uxbridge / siedziba główna bibliotek Hillingdon
Dział dziecięcy biblioteki w Uxbridge
dzieci z misiem

Na stronie biblioteki działa bardzo sprawnie wyszukiwarka, więc jeżeli interesuje nas jakaś pozycja możemy sprawdzić czy i gdzie jest ona dostępna. Możemu wówczas jechać do wskazanej biblioteki lub poprosić lokalny oddział o sprowadzenie tej książki (opłata rzędu £0,60 za sztukę).

Dział dla dzieci to też kopalnia skarbów. W UK jest olbrzymi rynek księgarski i mam wrażenie, że jego polowa to właśnie literatura dzicięca (być może to tylko moje spaczone matczyne spojrzenie). Tutaj widać, że ludzie piszą, ludzie ilustrują a przede wszystkim, że ludzie czytają! Ludzie młodsi to najtrudniejsi klienci i najsurowsi krytycy. Autorzy i wydawcy prześcigają się w sposobach na przyciągniecie czytelnika do książki, a kiedy juz go złapią to nie chcą go wypuścić. Stąd serie książek. Jak dzieciak wsiąknie w Horrid Henry'ego (w Polsce tłumaczonego jako Koszmarny Karolek) to na 30 książek, nie licząc dodatkowych, np. książki z kawałami i roczników z quizami. Trzeba im jednak oddać, że rzadko zdażają się książki zupełnie pozbawione sensu czy niechlujnie wydane (co w Polsce zdażało się nagminnie a celowały w tym wydawnictwa z placówek Poczty Polskiej czy wszelkiej maści kiosków z gazetami).

Natalia w bibliotece w Ickenham

Dzieci w wieku do 4 lat mogą uczestniczyć w ogólnokrajowym programie Bookstart, czyli Klubie Niebieskiego Misia. Janek ma misiowy paszport. Przy każdej wizycie w bibliotece, kiedy wypożycza książeczki do domu, dostaje do paszportu odcisk łapki misia a co szósty raz dostaje certyfikat. Moim zdaniem pomysł jest bardzo trafiony i mógłby z łatwością być wprowadzony do bibliotek w Polsce. Moje dzieciaki ciągną mnie do biblioteki przynajmniej raz w tygodniu, nie licząc lata... Latem bowiem odbywa się Summer Reading Challenge... Ale o tym następnym razem


Jasio z drugim certyfikatem w programie Bookstart